wtorek, 8 października 2013

Na biegunie i kanapie

Jestem już, jestem. Trochę choroby, trochę pracy i tak się zeszło. Nie wiem czemu, ale miałam już nawet wyrzuty sumienia, że zaniedbuję ten blog. Zastanawiałam się nad dzisiejszym tematem, mam trzy walczące ze sobą  pomysły, produkty, gdzie każdy krzyczy: "napisz właśnie o mnie". Jeden temat jest pozornie niewdzięczny, owiany mgiełką tabu, ale zostawię Was jeszcze trochę w niepewności i brzydkie sprawy zostawimy na później. Na dziś wybrałam już bohatera dnia.

Fotel. Brzmi banalnie, ale wiele starych foteli ma zaklętych w sobie wiele, różnych historii.




Tak też jest z moim bujanym fotelem. Babciny fotel, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Niby zwykły mebel, żaden piękny, a jednak ma w sobie urok i jak tylko przychodzili goście - każdy chciał siedzieć właśnie na nim. Nie wiem, czy to jakiś pierwiastek pozostały z niewyklutej choroby sierocej, który schowany siedzi w każdym z nas, czy na czym polega fenomen tego sprzętu. U siebie znalazłam pewne wytłumaczenie - zawsze chciałam mieć konia na biegunach, nigdy nie miałam więc nawet będąc już starszą - uwiódł mnie ten fotel na biegunach. Mój fotel zalicza się prawie do antyków, ale takich, które nawet po renowacji są już na jesieni, a właściwie podczas zimy swojego drewnianego żywota, i niestety wiele on nie przetrwa. Dlatego zajmie zaszczytne miejsce w moim gabinecie. Będzie taką ozdobą, pomnikiem wspomnień. Rozglądam się za nowym fotelem i mam już nawet swojego faworyta:



Każdy fotel ma jednak inne zastosowanie. W moim przypadku, fotel bujany jest idealny do siedzenia z kubkiem kawy/herbaty, do rozmawiania, do przeglądania gazet. Do czytania książek najlepszy jest normalny, "puchaty" fotel, gdzie wbija się nogami, plecami i innymi częściami ciała w miękkie poduchy i oddaje się rozkoszom wieczornego czytania.



Do oglądania telewizji musi być obowiązkowo kanapa. Tak jak przy książce nikt nie może mi przeszkadzać, tak film najlepiej oglądać we dwoje. Kwestia wygodnicko-przytuleniowa, to jedno, ale istotniejsze jest tu mówienie. Generalnie dużo mówię i mówię zawsze, no prawie zawsze... W trakcie oglądanie telewizji, szczególnie jeśli jest to coś ambitniejszego, to wczuwam się, przeżywam i najczęściej robię to wewnętrznie (staram się, by było to w milczeniu) jednak są filmy i są momenty, gdzie aż trzeba komentować. On się wkurza, kiedy ja, już po drugiej scenie potrafię zapytać Go - kim jest ten bohater, skąd się wziął i czemu to zrobił. A co tu się denerwować - to normalne - kobieca ciekawość! A On, skoro się uważa za eksperta w każdej dziedzinie (ostatnio i medycynie), powinien to przecież wiedzieć! Ba, powinien nawet przewidzieć moje pytanie i od pierwszych sekund filmu już układać sobie w głowie odpowiedź dla mnie. A On nie dość, że tego nie robi, nie przygotowuje się odpowiednio do oglądania, to jeszcze tego nie rozumie. Faceci...


Fot. Sesja meblowa nad morzem - ładniejszej, bardziej klimatycznej i innej, tak mi bliskiej, nie mogłam znaleźć!



2 komentarze:

  1. wspaniałe zdjęcia :))ten na biegunach- rewelacyjny:))

    zapraszam do mnie w odwiedziny:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. dziekuje:) ten na biegunach, to wole w innym obiciu, jasniejszym, mniej zwierzecym;) ale nie bylo zdjecia. chętnie zobacze, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń