piątek, 15 listopada 2013

Kijowo...

Czas powrócić do blogowania. Otóż w zeszłym tygodniu inspiracja dopadła mnie na kanapie, przed telewizorem. Mało twórcze miejsce, a jednak. Nie chce robić reklamy telewizyjnych programów, no ale nie sposób nie wspomnieć o tym (szkoda, że nie mam z tego korzyści...). Podczas codziennego, wieczornego programowego maratonu najpierw był Top Chef, który mnie wzruszył (teraz nawet gotowanie wzbudza we mnie emocje... jeden z uczestników wygrał stypendium - ja siedziałam już ze łzami w oczach), a potem była Bitwa o dom. On chciał mi przełączyć, ale zaszantażowałam Go, że jak nie bitwa, to na Animal Planet jest program o szczeniakach i kociakach...To był mocny argument! Z dwojga złego wybrał urządzanie, a nie zwierzęta, choć swoją drogą jest to naprawdę uroczy program. Dobrze jednak zrobił, bo w TVN-owskim hicie urządzali właśnie piwnicę. Hmm o piwnicy nie pomyśleliśmy jeszcze... Bo co tam może być w piwnicy? Ktoś z uczestników rzucił żart, że można tam zamknąć czasem męża. Zabawne to było, ale On o dziwo jakoś nie śmiał się, a nawet odsunął się na kanapie... Potem zaraz zaczął się kręcić i wiercić - to znak, że na coś wpadł! Olśnienie jego umysłu przejawia się w dość nietypowy sposób.




Wymyślił siłownie. Trywialne rozwiązanie. Dobrze kochanie, wstawimy Ci, to znaczy nam, coś do ćwiczeń, ale może coś jeszcze, ciekawszego zrobimy? I wtedy przypomniałam mi się pewna gra... Nie jest to to, o czym pomyśleliście. Chodzi o bilard, w którym skromnie powiem - jestem mistrzynią. Co prawda On mnie ogrywa, ale wiecie, to nie świadczy że gra dobrze, ale że daję mu fory. Tym sposobem będziemy mieć stół do bilarda w piwnicy, coś do ćwiczeń (coś uniwersalnego), no i gdzieś zagospodaruje sobie spiżarkę. Ale to już na następny post zostawię, bo wtedy może umieszczę i zdjęcia tego, co może się tam znaleźć. A ta jesień jest bardzo przebojowo-przetworowa!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz