środa, 7 sierpnia 2013

Desperado


On zadzwonił wczoraj podekscytowany, że spóźni się na kolację. Przyczyny nie podał. Przyczynę zobaczyłam tuż po jego powrocie do domu (właściwie jeszcze do mieszkania, które niebawem opuścimy). Widziałam, że miał jakiś pomysł. Zawsze, jak na coś wpadnie, to świecą mu się oczy, a z twarzy nie znika ten tajemniczy uśmieszek (w domyśle: a ja coś wiem, ale jeszcze Ci nie powiem). Tak też i było tym razem. Nie chciał mi nic mówić, twierdząc że ma dla mnie niespodziankę...

Chciał, żebym go wypytywała, żebym ciągnęła za język, ale nie - byłam twarda! Nie wytrzymałam w momencie, gdy powiedział, że niespodzianka dotyczy Meksyku... Tym mnie złamał. Wiedział, że Meksyk to to, o czym marzę od zawsze, oczywiście oprócz domu nad morzem. O mojej fascynacji Ameryką Łacińską mogę mówić godzinami i nie wywodzi się ona wcale z latynoamerykańskich telenoweli. Na słowo "Meksyk" złapał mnie, jak na haczyk. Ależ On kochany, zabierze mnie, nas na wyprawę życia! Tak myślałam, dopóki On nie dokończył, a przecież zaczął tak ładnie...

- Wiem, jak zawsze chciałaś pojechać tam, to pomyślałam, że zrobię Ci niespodziankę...taką namiastkę Meksyku w naszym nowym domu. Będzie Ci się to zawsze kojarzyło. Te kolory, wzory, zdobienia. Wracając z pracy widziałem w jednym ze sklepów, tych koło Nowego Światu, takie fajne płytki. Płytki meksykańskie. Od razu pomyślałem o Tobie! Wyłożymy nimi łazienkę!
Ale miałem dobry pomysł, co? Cieszysz się?

I tak prysł czar naszej kolacji. Cudownie! Zamiast na wakacje do Meksyku - mój ukochany sprawi mi własny Meksyk w domu. Kiedy tylko znów zamarzy mi się taka odległa podróż - wystarczy, że pójdę sobie do łazienki... I będę mogła nawet tą egzotyczną wyprawę odbywać parę razy dziennie!
Nie ma co, wyszłam za romantyka...









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz